Zdjęcia świata przyrody owszem piękne, choć stanowczo tych dobrych za mało, jak na 90-minutowy film. Ale tekst lektora jest nie do wytrzymania. Na początku jakieś pseudoarystotelesowskie poglądy o zjawisku życia, w aurze heraklitejskiego przemijania wszystkiego, a kończy się to wszystko materialistycznym nihilizmem (wziętym żywcem z Maeterlincka "Życie pszczół") przy akompaniamencie muzyki godnej balu idiotów. Film nie stawia żadnych pytań i siłą rzeczy nie daje żadnej odpwiedzi. Jedyną sugestią jest myśl, że czas jest Bogiem. Śpiewała kiedyś o tym Budka Suflera i była bardziej przekonująca, mimo, że zajęło jej to tylko parę minut...