Co to za absurdalny tytuł "Kurier francuski z Liberty, Kansas evening sun"? To jakiś prima aprilisowy żart?
"The French Dispatch" to zapewne skrócony tytuł; na oficjalnych stronach podawany jest także podtytuł.
I zgadnij co - to, że nick jest edgy i nie trafia w twoje poczucie humoru wcale nie znaczy, że moja opinia znaczy mniej niż twoja!!!
Popieram. Typ nie ma mimiki w ogóle. Zawsze wygląda jakby miał się przewrócić tam gdzie stoi. Nie rozumiem promowania go. Jest tylu lepszych młodych aktorów.
Historia o francuskim miasteczku; postacie (w domyśle) są Francuzam; niektórzy aktorzy nawet mówią po francusku. Flagi francuskie powiewają co kilka scen, serwowane są francuskie dania i używane francuskie nazwy własne...
DAJMY TYTUŁ o Kansas!!! <3
...ponieważ historie dzieją się we Francji, ale same opowiadania pochodzą z, uwaga, amerykańskiego magazynu opublikowanego w fikcyjnym francuskim mieście. ;]
Na film idę do kina dopiero jutro, ale nawet sam opis na Filmwebie to wyjaśnia, ech.
A mnie z kolei zmylił ten drugi opis (oraz sam seans) - jeśli ten zajawkowy traktować jako "pierwszy".
https://www.filmweb.pl/film/Kurier+Francuski+z+Liberty%2C+Kansas+Evening+Sun-202 1-817418/descs
Mimo wszystko, nieco to pokrętne. :)
Zdecydowanie pokrętne, ale też takie trochę Wesowe na swój sposób. :)
W końcu Grand Budapest Hotel kręcono głównie w Görlitz, nazwa fikcyjnego kraju / miejsca akcji to Republika Żubrówki, a w nazwie ma Budapeszt. :D
[Ok, tym do siebie sporo bliżej niż Francji do USA. :) Ale też film oficjalnie ma ten podtytuł o Kansas.]
Wróciłam z kina - przecież tam co chwilę pada "Liberty, Kansas", szczególnie w pierwszej opowieści. :)
Choć przewija się przez cały film, nawet na samym końcu, w wiadomej scenie wspomniane jest, że to dodatek do amerykańskiego magazynu. :)
Pewnie masz rację. Średnio udany był ten mój komentarz w takim wypadku. Spłyciłem wszystko do pola kukurydzy w jednej scenie, bo skupiałem się na czymś innym. Aż wyparłem Kansasy. Naprawdę byłbym się skłonny upierać, że tych nawiązań nie było aż tyle i tytuł jest w związku z tym przekombinowany.
Pozostaję się wycofać z sarkazmu.
Zawsze można obejrzeć jeszcze raz - sama się nad tym zastanawiam, zanim [być może] znów kina zamkną.
Jak to u Wesa, potrzeba kilku seansów, by wyłapać wszelkie smaczki & nawiązania.
W mojej optyce dla samego Benicio warto wrócić do tej produkcji. (: